Dziennik #311/2025 - takie tam

in #pl-blog7 days ago (edited)

Dobry wieczór.

Wstałam o trzeciej. Czy trzeba to komentować? I to o trzeciej wstałam z łóżka, bo już jakiś czas nie mogłam usnąć. Paranoja. Przy następnej wizycie u pani doktor psychiatry będę się KATEGORYCZNIE DOMAGAĆ leków doraźnych na sen, bo mam dość. Tym bardziej, że pojawiły się już we mnie lęki, że nadchodzi mania, bo to się bardzo często łączy z tym, że nie mogę spać.

Poszłam z psiakiem na spacer, a potem biegać. Nie doceniłam niskiej temperatury i dopiero koło 15 minuty biegu zrobiło mi się cieplej choć ręce i tak zamarzły. Nic to jednak. Trening zrobiony? Zrobiony. Nieważne, że zmarzłam, zasmarkałam się i biegłam tempem chodu dorosłego człowieka średniego wzrostu. Mięśniowo nawet jakoś szło, tętno nie szalało aż tak, ale oddechowo padaka.

image.png

image.png

image.png

20251107_052549.jpg
Źródło: fotografia własna

Po powrocie cudowny ciepły prysznic. Raczej nie jestem fanką taplania się w wodzie, ale po wejściu do domu zaczęłam odchorowywać zimno z dworu i to śpiewanie pod prysznicem dobrze mi zrobiło. Moi sąsiedzi chyba nie są zbyt szczęśliwi, bo wróciłam do słuchania muzyki pod prysznicem. Mam wodoodpornego JBLa i nim łupię w łazience jak się kąpię. I oczywiście śpiewam, wiadomo. Także sorry sąsiady.

Snułam się po mieszkaniu z refleksjami na temat relacji damsko - męskich i nie były to wesołe rozmyślania. W myślach nabijałam jegomościa na pal, cięłam i sypałam solą, ale spoiler alert: wieczorem jak zadzwonił to zmiękłam. No debil. Ze mnie oczywiście. To się jak nic źle skończy.

Popołudniu zadzwoniła przyjaciółka i gadałyśmy chyba z godzinę. Uwielbiam nasze codzienne, święte 5 minut na rozmowę. Nawet podzieliłam się z nią rozkminą, że bardzo sobie cenię jakość czasu jaki sobie poświęcamy. Nasze rozmowy zawsze mają prostą strukturę, bo są mixem tego co ważne u każdej z nas, ale jest też czas na pośmianie się z pierdół i cieszy mnie strasznie, że w tej codziennej gonitwie to jedno jest niezmienne: nasza rozmowa. Jasne, czasem się zdarzy, że nie uda się zdzwonić, ale nigdy nie zostawiamy się samych sobie, zawsze jest wymiana choćby kilku wiadomości. Ja to mam szczęście do ludzi, a mogłam to wszystko rozpierdolić. A ona nadal jest. Czy upadam czy wstaję ona stoi za mną murem tak jak ja za nią i choć nigdy nie miałam tak głębokiej i udanej przyjaźni to już wiem, że właśnie takich relacji chcę w życiu.

20251107_095238.jpg

Źródło: fotografia własna

Pojechałam na miting hazardzistów i było spoko. Byliśmy w skromnym gronie samych bliskich ziomków i miło było pogadać trochę na luzie. Chłopaki kilkukrotnie powtórzyli jak bardzo się cieszą, że jestem i przychodzę i mają wyjebane czy upadam w tym kontekście, że to nie jest powód, żeby mnie skreślić, bo jestem spoko człowiekiem. Wzrusz.

Po mitingu czmychnęłam do kumpeli. Dawno się nie widziałyśmy, ale obu nas czas ostatni nie oszczędzał jednak mimo tego wciąż pozostawałyśmy ze sobą w kontakcie i to jest fajne. Miałyśmy iść na spacer, ale kolektywnie uznałyśmy, że kolacja w Maczku to lepszy pomysł. Uwielbiam z nią rozmawiać, bo jest szalenie inteligentnym, ciepłym i empatycznym człowiekiem. Nasze dyskusje są zawsze o czymś i to naprawdę wielka wartość, że mam w swoim życiu taką osobę. I też mi ją dał internet, żeby było zabawniej. Było super.

Po powrocie do domu już taka nudna rutyna: spacer z psem, kubek Inki, leki i stukanie w kąkuter. Przejrzę jeszcze prasę [Pudelka jak mam być szczera] i spróbuję się chyba już położyć, bo czuję się naprawdę zajechana. Jak nie wykończę się sama to wykończy mnie brak snu lub bardzo zły sen. A w ogóle to zacznę chyba tu wrzucać więcej muzyki, bo się ostatnio nią jaram jak nigdy. Wrócił ten ogień w klatce piersiowej jak słucham nowych wersów. Wróciła pasja. Coś pięknego. Zdrowieję?

20251107_223256.jpg
Źródło: fotografia własna

Polecajka mocno, bangla u mnie dzisiaj cały dzień. Śpiewałam to jak opętana pod prysznicem, więc może być tak, że niedługo zostanę bezdomna po skargach lokatorów z klatki.