Tytuł posta najlepiej oddaje wczorajsze warunki zorzowe. W kręgu zapaleńców tego tematu, do którego należę mamy na to jedno określenie - stypa. CME było znacznie słabsze niż przypuszczano i niż można by się było spodziewać po sile rozbłysku, ale jak ogolnie wiadomo - siła rozbłysku nie świadczy o sile CME. To loteria. Silne rozbłyski generują czasem znikome CME a słabe potrafią dać potężną zorzę polarną. Nad ranem warunki nieco się poprawiły i była nadzieja, ale przed 3 miałem już tak zachmurzone niebo, że zrezygnowałem. Zorza pojawiła się dopiero około 5 w formie tzw zorzy dla koneserów widocznej jedynie na zdjęciach. Mimo wszystko jestem zadowolony z tych kilku godzin spędzonych w terenie, które przyniosły „reset” i pozwoliły się zrelaksować. Często ruszam się z domu nawet przy minimalnej szansie, że coś się pojawi, bo stanowi to dla mnie dobry pretekst, żeby pobyć samemu ze sobą w terenie, zebrać myśli i przemyśleć różne sprawy. Jeszcze jakiś czas temu po każdej nieudanej próbie powtarzałem sobie, że to nie ma sensu i nie potrzebne mi to, bo i tak na południu Polski bez wybitnych warunków nic znacznego się nie pojawi. I to prawda, ale teraz już wiem, że nie o samą zorzę polarną tutaj chodzi i o efekty, a o sam proces dążenia do jej uwiecznienia. Dzisiaj wracając po kolejnej nie udanej próbie też takie myśli oczywiście się pojawiły, ale już wiem, że zbyt dużo pozytywów pojawiło się po tym plenerze, jak choćby to, że pierwszy raz od rozpoczęcia tematu przeprowadzki czuję się wypoczęty psychicznie.

Sort: Trending