Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Spałam tak sobie. Trochę się budziłam, ale to raczej wina problemów fizjologicznych. Mimo wszystko wstałam całkiem wypoczęta i zadowolona. To, co tak bardzo poprawiało mi humor od samego rana to fakt, że nadchodzi weekend. Już myślałam, że go nie doczekam.
W pracy pracy tak sobie, ale trochę mi ręce opadły dzisiaj, bo pierwsza zmiana zawiodła na całej linii i czekał mnie wyścig z czasem. Zaspoileruję od razu: wygraliśmy za co bardzo podziękowałam moim ludziom, bo to był bardzo ciężki dzień, do tego zakończyliśmy trzeci tydzień pod rząd nadgodzin i uważam, że moi ludzie wykonali tytaniczną wręcz pracę. Tak poza tym to czuję frustrację, bo od dawna było wiadomo, że brakuje nam ludzi i zamiast rekrutacje jakoś rozłożyć w czasie to przysyłają nam codziennie po kilka osób i nie nadążamy ze szkoleniem. Jeszcze nowe osoby nie potrafią samodzielnie pracować, a już muszę odrywać doświadczonych pracowników do kolejnych rekrutów. Strasznie mnie to denerwuje, bo chciałabym, aby nowe osoby czuły się w pełni zaopiekowane na początku współpracy, a uważam, że to się kompletnie nie udaje w ostatnich dniach. Oczywiście jestem tylko robakiem i nie mam tu nic do gadania. Kierowniczka była dzisiaj słodko - pierdząca i cały czas podnosiła zachwyt, że już od poniedziałku wraca do nas na zmianę i będziemy znowu pracować razem. Przez ostatni miesiąc tak mi dała czadu, że nie podzielam jej zachwytu w ogóle. I nie sądziłam, że kiedyś to powiem, bo do pewnego czasu wydawało mi się, że dobrze nam się razem pracuje. No cóż.. Z pracy wychodziłam niemal tanecznym krokiem. Bałam się, że ten weekend nigdy nie nadejdzie.
W drodze powrotnej do domu musiałam zajechać do Biedronki co wydłużyło czas powrotu i nie byłam z tego powodu zadowolona. Czuję się strasznie przebodźcowana. Mam silną potrzebę pobyć sama ze sobą, trochę odpocząć, naładować baterie. Tym bardziej, że nastawiam się na ciężką orkę od poniedziałku.
Jaki plan na weekend? Muzyka, seriale, błogie lenistwo. Najpiękniejsze w nadchodzącym tygodniu jest to, że jeszcze tylko ten jeden tydzień i zaczynam dwutygodniowy urlop. Bardzo na to czekałam, a po ostatnich wydarzeniach jeszcze bardziej. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że po pierwsze miałam dużo urlopu z zeszłego roku, a po drugie miałam dużo nadgodzin do odbioru, więc nadal mam do wykorzystania 24 dni urlopu. Czyż to nie brzmi pięknie? Końcówka roku może być u nas gorąca, ale myślę, że koło września, może października uszczknę trochę odpoczynku ponownie. O ile dalej będę tam pracować, bo na razie jestem bardzo na nie.
Lecę pograsować w internecie.
Do jutra.